Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/231

Ta strona została przepisana.

rzyć, że wszystkie elementy tej sceny znalazłem w samym sobie, w owych mrocznych zasobach dziedziczności, które dochodzą w nas do głosu pod wpływem pewnych wzruszeń, działających tak, jak w stosunku do naszych zamagazynowanych sił działają leki analogiczne do alkoholu i kawy. Kiedy ciocia Leonia słyszała od Eulalji, że Franciszka, pewna iż pani jej nie wyjdzie już nigdy z domu, obmyśliła w sekrecie jakąś wyprawę o której ciocia miała się nigdy nie dowiedzieć, w wilję owego dnia ciocia oznajmiała nibyto że spróbuje jutro wyjechać na spacer. Polecała niedowierzającej Franciszce nietylko wszystko przygotować z góry, przewietrzyć rzeczy, które były długi czas zamknięte, ale nawet zamówić powóz, ułożyć co do kwadransa wszystkie sprawy dzienne. I dopiero kiedy Franciszka, przekonana lub bodaj zaniepokojona, czuła się zmuszona wyznać własne projekty, wówczas ciocia wyrzekała się jawnie swoich, aby — powiadała — nie krzyżować planów Franciszki. Tak samo, aby Albertyna nie mogła myśleć że ja przeradzam i aby ją najskuteczniej umocnić w przekonaniu że się rozstajemy, wyciągając konsekwencje z tego com powiedział, zacząłem uprzedzać nasze jutrzejsze i rzekomo wiekuiste rozstanie, mówiąc do Albertyny tak i zalecając jej takie rzeczy, jakgdybyśmy się nie mieli pogodzić za chwilę. Jak generałowie, którzy sądzą, że aby finta mogła oszukać nieprzyjaciela,