Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/242

Ta strona została przepisana.

doniosłość. Miałem może prawo tak rozumować. Bo bardzo prawdopodobnie bez mojej wiedzy przykład pana de Charlus był mi natchnieniem do tej kłamliwej sceny, którą on nieraz w moich oczach odgrywał z taką powagą; z drugiej strony była ona u niego może nie czem innem jak nieświadomem rzutowaniem w sferę życia prywatnego instynktu jego niemieckiej rasy, prowokatorskiej przez chytrość, a w potrzebie wojowniczej z pychy. Ponieważ różne osoby, między innemi książę Monaco, podsunęły rządowi francuskiemu myśl, że jeżeli się nie rozstanie z panem Delcasse, odgrażające się Niemcy wypowiedzą nam w istocie wojnę, poproszono ministra spraw zagranicznych, aby się podał do dymisji. Zatem, rząd francuski uznał za fakt intencje wojenne Niemiec — o ile nie ustąpimy. Ale inni myśleli, że chodziło tylko o prosty bluff i że, gdyby się Francja oparła, Niemcy nie dobyłyby miecza. Zapewne, scenarjusz był nietylko różny, ale niemal odwrotny, bo nigdy Albertyna nie groziła mi zerwaniem; ale suma wrażeń zrodziła we mnie wiarę, że ona myśli o tem, tak jak rząd francuski uwierzył w intencje Niemiec. Z drugiej strony, jeżeli Niemcy pragnęły pokoju, wątpliwą i niebezpieczną grą było obudzić w rządzie francuskim myśl o możliwości wojny. Niewątpliwie, moje postępowanie było dość zręczne, w razie jeżeli myśl że ja się nigdy nie zdecyduję na zerwanie zbudziła w Albertynie nagłe