Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/247

Ta strona została przepisana.

drobniejszych postępków. Nie tylko urządzała się tak aby ani na chwilę nigdy nie być sama i tak żebym zawsze musiał wiedzieć co ona robiła, o ilebym nie wierzył jej własnym słowom, ale nawet kiedy miała telefonować do Anny, do garażu, do maneżu lub gdzieindziej, twierdziła, że nudne jest siedzieć przy telefonie czekając bez końca na połączenie i starała się o to abym siedział koło niej, lub w braku mnie, Franciszka, tak jakby się bała, że mogę sobie wyroić jakieś występne telefony, zwiastuny tajemniczych schadzek.
Niestety, wszystko to nie uspakajało mnie. Przyszedł na mnie dzień zniechęcenia. Aimé odesłał mi fotografję Estery, powiadając że to nie ta. Zatem Albertyna miała inne bliskie przyjaciółki prócz tej, co do której (dzięki temu, że ona źle zrozumiała moje słowa) wykryłem, myśląc że mówię całkiem o czem innem, że ona dała jej fotografję. Odesłałem tę fotografję Blochowi. Byłbym chciał widzieć zwłaszcza tę, którą Albertyna dała Esterze. Jak wyglądała? Może wydekoltowana, kto wie? Ale nie śmiałem wspomnieć o tem Albertynie (bo zdradziłbym się, żem nie widział fotografji), ani Blochowi, przed którym znów nie chciałem się zdradzić, że się interesuję Albertyną. I to nowe życie, które wydałoby się tak okrutne każdemu znającemu moje podejrzenia i niewolę Albertyny, z zewnątrz, dla Franciszki, uchodziło za życie niezasłużonych przyjemności, które umie zręcz-