Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/249

Ta strona została przepisana.

tego, co może je zgubić i przyspieszyć ich upadek. Franciszka z pewnością nie robiła nigdy żadnych scen Albertynie. Ale znałem jej sztukę insynuacji, sposób w jaki umiała wyzyskać wymowne mise en scène, i nie sądzę aby się oparła rozkoszy codziennego upokarzania Albertyny rolą jaką Albertyna odgrywa w naszym domu, drażnienia jej umiejętnie przesadzonym obrazem zamknięcia na jakie jest skazana. Zastałem raz Franciszkę, jak nasadziwszy wielkie okulary, szperała w moich papierach i wsuwała między nie arkusz na którym zanotowałem opowiadanie tyczące się Swanna oraz jego niemożności obycia się bez Odety. Czy zawlekła ten arkusz przez nieuwagę do pokoju Albertyny? Zresztą, ponad wszystkie domyślniki Franciszki, które były jedynie basowym, głuchym i perfidnym akompanjamentem, z pewnością musiał się wznosić donośniejszy, wyraźniejszy, natarczywszy, oskarżający i potwarczy głos Verdurinów, podrażnionych tem że Albertyna trzyma mnie mimowoli — a ja ją rozmyślnie — zdala od małego klanu.
Co się tyczy pieniędzy, które wydawałem na Albertynę, prawie niepodobna było mi ukryć się z tem przed Franciszką, bo nie mogłem przed nią ukryć żadnego wydatku. Franciszka miała mało wad, ale te wady stworzyły w niej, na swoje usługi, prawdziwe talenty, których często jej brakło poza sferą tych wad. Główną z nich była cieka-