Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/254

Ta strona została przepisana.

mówiąc o wspaniałych strojach z czasu Carpaccia i Tycjana. Odrodziły się z popiołów, w całym przepychu, — bo wszystko musi wrócić, jak jest napisane na sklepieniach św. Marka i jak to głoszą, pijąc z marmurowych i jaspisowych urn bizantyńskich kapitelów, ptaki, oznaczające równocześnie śmierć i zmartwychwstanie. Z chwilą gdy kobiety zaczęły nosić te suknie, Albertyna przypomniała sobie wróżby Elstira i zapragnęła je mieć; mieliśmy się wybrać aby jej sprawić taką toaletę. Otóż te suknie, nie będąc z tych prawdziwie starych, w których dzisiaj kobiety wyglądają zanadto teatralnie i które ładniejsze są poprostu na wystawie (szukałem zresztą i takich dla Albertyny), nie miały również chłodu pastiszu, fałszywego antyku. Na sposób dekoracyj Serta, Baksta i Benoist, którzy w tej chwili wywoływali w baletach rosyjskich najukochańsze epoki sztuki — przy pomocy dzieł nasyconych ich duchem, a mimo to odrębnych — te suknie Fortuny’ego, ściśle staroświeckie ale nawskroś oryginalne, ukazywały niby dekorację — nawet z większą siłą wizji niż dekoracja, bo dekorację trzebaby wymyślić — Wenecję zawaloną Wschodem, gdzie te suknie noszono; Wenecję której były — bardziej niż relikwia w relikwiarzu św. Marka wywołująca słońce i otaczające turbany — cząstkowym, tajemniczym i dopełniającym kolorem. Wszystko zginęło z owego czasu, ale wszystko się odradzało, wywołane poto aby