Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/31

Ta strona została przepisana.

z szatni przepuścili inne osoby przed Saniettem, kiedy zaś ów chciał podać rzeczy, odpowiedziano mu: „Po kolei, proszę pana, niech się pan tak nie spieszy“.
— Oto mi porządek, tak się należy, brawo, dobrzy ludzie — rzekł z uśmiechem sympatji Verdurin, umacniając lokajów w intencji załatwienia Saniette’a aż po wszystkich. — Chodź pan — rzekł; to bydlę chce nas wszystkich uśmiercić w swoim ulubionym przeciągu. Pójdźmy się trochę ogrzać do salonu. „Czuwać koło rzeczy“! wykrzyknął jeszcze, kiedyśmy się znaleźli w salonie; co za dureń!
— Robi się zmanierowany, ale to nie jest zły chłopak — rzekł Brichot.
— Ja nie mówiłem, że jest zły; mówiłem że idjota — odparł cierpko Verdurin.
Tymczasem pani Verdurin odbywała wielką naradę z Cottardem i ze Skim. Morel odrzucił świeżo zaproszenie do domu, gdzie pani Verdurin przyrzekła jego udział, a odrzucił dlatego, że p. de Charlus nie mógł tam być. Racja odmowy Morela grania u przyjaciół pani Verdurin — racja do której, jak ujrzymy za chwilę, przyłączą się inne, o wiele poważniejsze — mogła być w związku ze zwyczajem właściwym naogół sferom próżniaczym, ale specjalnie tej „paczce“. Zdarzało się, że pani Verdurin podchwyciła między nowym a wiernym jakieś słówko powiedziane półgłosem a mogą-