Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/313

Ta strona została przepisana.

która wyszła w chwili naszego przybycia, mego nazwiska i adresu, które kelnerka, z powodu moich częstych zamówień, musiała znać doskonale. Było w istocie zbyteczne, aby owa dama mogła w ten sposób uzyskać pośrednio adres Albertyny. Ale wydało mi się zbyt kłopotliwe wracać z drogi dla takiej drobnostki; pomyślałem że toby znaczyło nadawać temu za wiele wagi w oczach głupiej i kłamliwej kelnerki. Pomyślałem tylko, że trzeba będzie wstąpić tam na podwieczorek za jaki tydzień, żeby jej to powiedzieć; jakie to nudne, kiedy się ma zwyczaj zapominać połowy tego co się ma do załatwienia, musieć najprostsze rzeczy robić na kilka zawodów!
Kiedy się nad tem zastanawiam, trudno mi wprost opowiedzieć przy tej sposobności, jak dalece życie Albertyny było pokryte tajonemi, ulotnemi, sprzecznemi często pragnieniami. Bez wątpienia, kłamstwo komplikowało jeszcze to życie. Kiedy, nie przypominając już sobie dobrze naszych poprzednich rozmów, Albertyna powiedziała: „Och, to ładna dziewczyna, dobrze grała w golfa“, a ja spytałem o nazwisko owej dziewczyny, odpowiedziała owym obojętnym, ogólnikowym tonem wyższości, który zapewne zawsze jest do dyspozycji, bo każdy kłamca tego typu znajduje go na chwilę, ilekroć nie chce odpowiedzieć na jakieś pytanie: „Och! nie wiem (z żalem, że mnie nie może objaśnić), nigdy nie znałam jej nazwi-