Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/91

Ta strona została przepisana.

pić w sposób niechlujny. Powie mi kuzynka, że dziś nie mam już obowiązku tańczyć. Ale nawet siedząc wygodnie i pijąc herbatę — do której jakości nie mam zresztą zaufania, skoro się zowie „tańcująca“ — bałbym się, że inni goście, młodsi i może mniej zręczni niż ja byłem w ich wieku, obleją mi herbatą frak, coby zmąciło przyjemność wypicia mojej filiżanki.
Ale p. de Charlus nie ograniczył się nawet do tego aby pomijać w rozmowie panią Verdurin i mówić o wszelkiego rodzaju tematach, znajdując widoczną przyjemność w ich rozwijaniu, a to dla sadystycznej przyjemności, jaką czerpał w tem żeby trzymać bez końca na nogach i „w ogonku“ osoby czekające z rezygnacją na swoją kolej. Baron krytykował całą część wieczoru, za którą odpowiedzialna była pani Verdurin:
— Ale à propos filiżanki, co to są za dziwne kubki, podobne do tych, w których, kiedy byłem młodym człowiekiem, przysyłano sorbety od Poiré Blanche. Mówiono mi przed chwilą, że to na „kawę mrożoną“. Ale co się tyczy kawy mrożonej, nie widziałem ani kawy ani mrozu. Jakieś osobliwe „coś“, o nieokreślonem przeznaczeniu.
Mówiąc to, p. de Charlus zasłonił usta dłonią w białej rękawiczce i zerknął dyskretnie, tak jakby się obawiał, że go mogą usłyszeć, a nawet zobaczyć państwo domu. Ale to była tylko gra, bo za chwilę powtórzył to samo „pryncypałce“, a nieco póź-