Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.
O JEJ CIERPLIWOŚCI.

Przybyłem w miejsce zacieśnione i mroczne, ale dyszące smutną wonią zduszonych fijołków. Niepodobna było ominąć tego przejścia, co rozciągało się w kształt długiego korytarza.
Idąc omackiem w mroku, natrafiłem ciało drobne, skulone w śnie; dotykałem włosów, przesuwałem dłoń po znajomej mi twarzy i zdawało mi się, że twarzyczka budzi mi się pod ręką i poznałem, że to była Monella, śpiąca sama wśród ciemności.
Krzyknąłem ze zdumienia, a że nie śmiała się ani płakała, rzekłem jej:
— O Monello, czyż przyszłaś tutaj spać jak cierpliwy konik polny w bruździe zoranej roli.
Otworzyła oczy i rozchyliła usta jak niegdyś, kiedy nie rozumiała nic i zawierzała się cała myśli kochanego.
— O Monello, rzekłem znowu, wszystkie