Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieci płaczą w pustym domu, zabawki pokryte są pyłem a mała lampka zgasła i wszystkie śmiechy, co dźwięczały po kątach pierzchły; zaś świat wrócił do pracy. Ale myśmy myśleli o tobie. Myśleliśmy, że bawisz się gdzieś daleko, gdzie nam niepodobna się dostać. A oto ty spisz tutaj jak dzikie zwierzątko, skulone pod śniegiem, który lubiłaś dawniej za jego białość.
Wtedy przemówiła, a głos jej był ten sam, rzecz dziwna, w tem miejscu mrocznem, że nie mogłem powstrzymać się od łez, a ona mi je otarła włosami, co były jej odzieżą.
— O ukochany, rzekła, nie trzeba płakać, bo oczy twe potrzebne ci są do pracy, o ile będzie się żyć pracą, a czas nie nadszedł jeszcze. I nie trzeba zostawać w tem miejscu zimnem i ciasnem.
A ja załkałem, mówiąc:
— O Monello! dawniej bałaś się ciemności!
— Nie boję się już, rzekła.
— O Monello! dawniej bałaś się zimna, niby dłoni trupa.
— Nie boję się już zimna, rzekła.