Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

całunek jej, rzecz dziwna, był takim jak dawne jej pocałunki, to też płakałem znowu, a ona otarła mi oczy włosami.
— Nie trzeba płakać, rzekła, jeżeli nie chcesz zasmucać mego czekania; może nie będę czekać już tak długo. Nie rozpaczaj więc. Bowiem ja błogosławię tobie, żeś pomógł mi tu zasnąć w małem, jedwabnem gniazdku, którego najmiększy jedwab z ciebie wytkałam, ukochany, i śpię w nim teraz cicho w sobie zamknięta.
I jak niegdyś we śnie Monella wtuliła się w tajemnicę i rzekła: »Ja śpię, ukochany«.
Tak ją znalazłem: ale jakżeż mogę być pewny, że odnajdę ją znowu w tem miejscu zacieśnionem i mrocznem.