skąd śledziła kołujące cienie wiatrakowych skrzydeł.
Nagle wstrząsła się od stóp do głowy. Ktoś poruszył zasuwą u drzwi.
— Kto tam? — spytała Magda przez kwadratowy otwór.
Usłyszała słaby głos:
— Czyby nie można dostać czegoś do picia? Tak mi się pić chce.
Magda spojrzała między stopnie drabiny. Był to stary żebrak wiejski. W sakwie miał kromkę chleba.
— Ma chleb, pomyślała Magda, szkoda, że nie jest głodny.
Lubiła żebraków, jak lubiła ropuchy, ślimaki i cmentarze, — z pewną domieszką strachu.
— Poczekajcie chwilę! zawołała.
Potem zeszła po drabinie twarzą naprzód.
— Jesteście już bardzo starzy, rzekła, stanąwszy na dole, i tak wam się chce pić?
— Oj tak, dobra panienko, odpowiedział żebrak.
— Żebrakom chce się jeść, podjęła Magda z przekonaniem. Ja bo lubię wapno. Weźcie.
Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.