Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.
ZAWIEDZIONA.

U zbiegu dwóch kanałów była śluza wysoka i czarna. Stojąca woda zieleniała aż pod cienie murów. Chata dozorcy śluz, sklecona ze smolnych desek, bez jednego kwiatka w oknie, łopotała okiennicami na wietrze; przez niedomknięte drzwi widać było bladą twarzyczkę dziewczynki o potarganych włosach i spódniczce obciśniętej naokoło nóg. Nad brzegiem kanału kołysały się pokrzywy; w powietrzu latały puchy nasion późnej jesieni i krótkie kłęby białego kurzu. Chata wydawała się pustą; wieś ponurą; pas zżółkłej trawy ginął w widnokręgu. Krótki dzień dogasał. Rozległ się świst holującego statku, który właśnie ukazał się poza śluzą z okopconą od węgla twarzą palacza, wyzierającego ospale z małych blaszanych drzwi. W tyle wlókł się przez wodę łańcuch, na którym sunął szeroki i płaski galar, kołysząc się spokojnie.