Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

drzewach; tam chleb jest w gałęziach, i mleko w orzechach i żaby, co szczekają jak duże psy i takie... rzeczy... co wchodzą w wodę... tykwy... nie... zwierzęta, co chowają głowy w skorupę... Bierze się je na plecy, robi się z nich zupę... z tych... tykw... Nie... już nie wiem... pomóżcie mi.
— E... Czart wie, rzekł Mahot. ...Żółwie może...
— Tak, tak! ucieszyła się dziewczynka, żółwie...
— No, niby nie wszystko to tak, rzekł Mahot. A tatuś?
— Tatuś właśnie nauczył mnie tego wszystkiego.
— No, no... — uśmiechnął się Indyanin. — Czegóż cię nauczył?
— Wszystkiego, co mowię: muchy, co świecą, ptaki i... tykwy. Przecie tato był marynarzem, zanim otworzył śluzy. Ale tato jest stary. U nas ciągle deszcz. Rosną same chwasty. Wiecie? Raz chciałam zrobić ogród, cudny ogród u nas w domu. Na dworze za duży wiatr. Wyjęłabym deski z podłogi na samym