lone, zimne i ciepłe, towarzyszyła im na statku czekając kraju cudów. Barka mijała pola brunatne z delikatną runią a cienkie drzewa zaczęły już szeleścić liśćmi. Zboża pożółkły, a makówki wyciągnęły się jak purpurowe czarki ku chmurom. Ale Bareczkę nie cieszyło lato. Siedząc pomiędzy dwiema skrzynkami kwiatów, podczas kiedy Mahot i Indyanin pchali barkę, myślała o tem, że ją oszukano. Bo mimo, że słońce rzucało radosne krążki przez przepalone szyby, mimo, że ptactwo wodne krążyło, a jaskółki otrzepywały mokre dzióbki, nie zobaczyła ptaków, co żyją na kwiatach, ani winogron pnących się po drzewach, ani orzechów pełnych mleka, ani żab podobnych do psów.
Barka przybyła na południe. Domy nad brzegami kanału były pokryte listowiem i kwieciem. Na drzwiach czerwieniały wianki pomidorów, a całe zasłony purpurowego pieprzu zwisały u okien.
To wszystko, rzekł pewnego dnia Mahot. Niedługo wyładuje się węgiel i wracamy. Tatuś się ucieszy? Co?
Bareczka schyliła głowę.
Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.