zważał na nią to się chowała i wołała: hop! hop!
Była tam czarna jaskinia, którą nazywali Wilczą Paszczą, obrosła tarniną i pełna ech. Stojąc na palcach Buchette zaglądała tam z daleka.
Pewnego jesiennego ranka, kiedy więdnące wierzchołki drzew paliły się jeszcze wschodem, zobaczyła Buchette jakiś zielony przedmiot, poruszający się przed Wilczą Paszczą. Przedmiot miał nogi i ręce i głowę jak dziewczynka w wieku Buchette’y.
W pierwszej chwili Buchette się zlękła. Nie śmiała nawet zawołać ojca. Myślała, że to pewnie jedna z tych osób, co odpowiadają w Wilczej Paszczy, gdy się tam mówi głośno. Zamknęła oczy, bojąc się poruszeniem każdem ściągnąć straszną napaść. Lecz schyliwszy głowę usłyszała dochodzące ją ztamtąd łkanie. Dziwna, zielona dziewczynka płakała. Wtedy Buchette otworzyła oczy i zrobiło jej się żal. Zobaczyła bowiem twarzyczkę zieloną i łagodną, mokrą od łez i dwie małe nerwowe rączki, zaciśnięte dokoła szyi.
Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.