Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

dziła z Nantes w Bretanii. Była zmęczona i słaba, a właśnie porzucił ją kochanek. Była dobra i prosta. Głos jej miał dźwięk bardzo łagodny. Bonaparte pamiętał to wszystko, i sądzę, że później wspomnienie jej głosu poruszało go aż do łez, i że szukał jej długo, nigdy nie mogąc odnaleźć, w długie wieczory zimowe.
Bo widzisz, małe dziewczęta uliczne wychodzą tylko raz z nocnego tłumu dla dzieła dobroci. Biedna Anna podbiegła ku Tomaszowi de Quincey opiumiście mdlejącemu na szerokiej ulicy Oksfordu pod światłem wielkich latarni. Z wilgotnemi oczyma przytknęła mu do ust czarkę słodkiego wina, uścisnęła go i obdarzyła pieszczotą. Później wróciła w noc. Może niezadługo umarła. Quincey mówił, że kaszlała ostatniego wieczoru kiedy ją widział. Może błąkała się jeszcze po ulicach; ale mimo usilnych poszukiwań, mimo lekceważenia szyderstw ludzi, do których się zwracał, Anna zginęła na zawsze. Później, gdy już miał własny, ciepły dom, myślał nieraz ze łzami, że biedna Anna mogła była żyć przy nim: wyobrażał ją sobie chorą, zrozpaczoną lub konającą w mętach