Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

wiadała marzycielka, ja muszę mieć królewicza.
Królewno Maryolo, mówiła niańka, poślub Jana, a stanie się królewiczem«.
Nigdy niańko, odrzekła marzycielka, wolę prząść. Czekam dyamentów i bogatych szat dla piękniejszego ducha. Kup lnu i kądziel i nowe wrzeciono. Niezadługo już będziemy w naszym zamku. Obecnie jego mury wznoszą się w czarnej pustyni Afryki. Mieszka tam czarodziej zalany krwią i trucizną. Do wina pielgrzymów dosypuje ciemnego pyłu, który ich zmienia w dzikie zwierzęta. Zamek oświecają żywe pochodnie, a czarni niewolnicy usługujący do uczt, noszą złote wieńce na głowach. Królewicz mój zabije czarodzieja, a zamek zjawi się w naszej wsi i ty będziesz kołysała moje dziecko.
— O Maryolo, poślub Jana, rzekła stara niańka.
Maryola siadała prząść. Cierpliwie obracała wrzeciono, zwijała i rozwijała len, kądziel stawała się cieńszą, to znów grubszą. Jan siadał obok niej i patrzył z zachwytem. Lecz ona nie zwracała nań nawet uwagi. Bo siedem dzba-