Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.
WYSŁUCHANA.

Podkuliwszy nóżki w swojem małem łóżeczku Cesia przyłożyła ucho do ściany. Okno było blade. Ściana drżała i zdawała się spać przytłumiwszy oddech. Mała, biała spodniczka wydęła się na krześle, z którego dwie pończochy zwisały jak nogi czarne, miękkie i puste. Suknia znaczyła się tajemniczo na ścianie, jakby chcąc wdrapać się aż na sufit. Deski w podłodze skrzypiały lekko w ciemności. Dzbanek z wodą podobny był do wielkiej, białej ropuchy, przykucniętej w miednicy i chłonącej mrok.
— Jestem zanadto nieszczęśliwa! rzekła Cesia. I zaczęła płakać pod kołdrą. Ściana westchnęła głośniej, ale dwie nogi czarne nie poruszyły się, suknia nie wdrapała się wyżej a biała przykucnięta ropucha nie zamknęła wilgotnej paszczy.
Cesia rzekła jeszcze: