nej zobaczyłem drobne, płonące światełka małej przekupki lamp.
Podszedłem pod daszek jej straganu, a woda spłynęła mi po głowie, kiedy się schyliłem.
I spytałem:
— Co sprzedajesz mała, w tę smutną porę deszczów?
— Lampki, odpowiedziała, tylko zapalone lampki.
— W istocie, rzekłem, i cóż są te lampki płonące wielkości małego palca, co świecą blaskiem nikłym, niby główka szpilki.
— To są, rzekła, lampki tej pory mrocznej. A dawniej to były lampki dla lalek. Ale dzieci już nie chcą rosnąć. Dlatego też sprzedaję te lampki, rozświecające ledwie mroczny deszcz.
— I tak żyjesz, spytałem, mała przekupko lamp, ubrana czarno? A czy wyżywiasz się przynajmniej z pieniędzy, które ci płacą dzieci za twe lampki?
— Tak, rzekła, skromnie. Ale zarabiam bardzo mało. Ten ponury deszcz często gasi mi lampy, w chwili, gdy je podaję. A zgaszonych dzieci już nie chcą. Nikt nie umie ich na
Strona:Marcel Schwob - Księga Monelli.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.