Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

pan Łaszczewski, o którym co dopiero mówiłem, wówczas także członek dyrekcyi, złamał nogę i zaraz na miejscu przez obecnych lekarzy opatrzony być musiał. Nie wiem, czy się drugiéj takiéj rocznicy, która teraz na rok dziewięćdziesiąty pierwszy przypadnie, doczekam, ale z całego serca pragnę, aby szczęśliwie nadeszła i zastała to zbawienne dla nas Towarzystwo w pełni życia i siły. W pierwszych latach, jako przedsięwzięcie szlachetne, dalekie od polityki, dobro ludzkości na celu mające, cieszyło się ono, za czasów absolutyzmu, nie tylko uznaniem, lecz i opieką władz rządowych; nawet naczelny prezes Arnim do niego należał; teraz, w czasach wolności i konstytucyonalizmu uchodzi za dzieło występnéj niemal agitacyi, któréj nauczycielom i innym urzędnikom czynem lub datkiem wspierać zakazano; taki to postęp w zapatrywaniach i zasadach chrześciańskiéj moralności.
Z odczytów na téj sali przypominam sobie pierwszy zaraz, bardzo ciekawy, Bronisława Trentowskiego. Rzadki to pojaw, filozof polski; możesz sobie więc wystawić, panie Ludwiku, że, gdy latem czterdziestego czwartego roku rozeszła się wiadomość po mieście o jego przybyciu i odczycie, każdy, kto mógł, podążył na bazarową salę. Zresztą znany już nam był wszystkim i wiedzieliśmy, że go powstanie z trzydziestego roku ściągnęło z katedry gimnazyalnéj w Szczuczynie, że po skończonej kampanii z młodzieńczym zapałem pływał po nurtach filozofii niemieckiéj w Królewcu, Heidelbergu, Freiburgu, że w tem ostatniem mieście osiadł, habilitował się i rozpoczął prelekcye. Każdy, kto liznął trochę uniwersytetu, wiedział, że Trentowski pisze po niemiecku o filozofii i słyszał może o jego: Uebergang von Gott zur Schöpfung, a cała publiczność nasza czytająca znała wyjątki z Demonoma-