Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

z innego tytułu, miał bowiem przez lat kilkanaście redakcyę Gazety W. Księstwa Poznańskiego, którą objął trzydziestego roku po asesorze Raabskim. W owym czasie ścisłéj cenzury, osobliwie co do spraw politycznych, nie mogła ta gazeta być niczem innem jak tłumaczeniem lub streszczaniem wyjątków z dozwolonych pism niemieckich, a Wannowski nie mógł jéj urozmaicać ani własnemi, ani też obcemi oryginalnemi płodami, z téj już prostéj przyczyny, że, dla bajecznéj szczupłości wynagrodzenia redakcyjnego, sam od deski do deski wszystko pisać musiał i obyć się bez wszelkich współpracowników; do tego jeszcze baczna kontrola właściciela Gazety, byłego rotmistrza Rosenstiela, zaciętego Prusaka, nie dozwalała na zmianę dążności i koloru tego pisma. Tak niewdzięczne zatrudnienie, którego się był podjął jedynie dla powiększenia szczupłych swoich dochodów, sprzykrzyło mu się nareszcie, a stało się całkiem niezgodnem z jego przekonaniem, gdy, po śmierci starego króla, świeższe jakieś wiatry w dziedzinie ducha wiać zaczęły; przeto czterdziestego piątego roku rozłączył się Wannowski z Gazetą, a Rosenstiel, chcąc na następcę jego pozyskać profesora Rymarkiewicza, musiał przystać na znaczną zmianę warunków redakcyjnych. Wkrótce po owym pożegnalnym obiedzie, opuścił stary profesor Poznań na zawsze, aby zamieszkać u jedynaka swego, adwokata w Koźlu, a umarł kilkanaście lat późniéj w Gdańsku, dokąd się syn jego, który podobno Polakiem być przestał, późniéj przeniósł.
Umyślnie ci tu o Wannowskim słów kilka powiedziałem, Panie Ludwiku, bo miło mi było przy danéj sposobności wspomnieć o człowieku, dla którego jako uczeń przejęty byłem wdzięcznością, a który mnie po tem w towarzyskiem pożyciu szczególną życzliwością zaszczycał.