da dwódziesta piąta rocznica rozpoczęcia nauk w téj szkole; postanowili więc uroczyście ją obchodzić. Rozpocząwszy stosowne kroki, aby ściągnąć jak największą liczbę byłych realistów, nie chcieli od téj sprawy wykluczyć kolegów polskich, przybrali kilku z nich do komitetu urządzającego i zamówili obiad w Bazarze. Odbył on się bardzo poważnie pod przewodnictwem zaproszonych profesorów. Liczba ucztujących była znaczna, Polaków ze wsi i miasta stawiło się dosyć; prawiono mowy i śpiewano pieśni w obydwóch językach, a muzyka grała melodye tak niemieckie jako i polskie. Zgoda i grzeczność wzajemna niczem nie zostały zamącone, ale, szczerze mówiąc, młodzieńczego animuszu i serdeczności nie było. Reprezentantom władz rządowych i miejskich nie podobała się właśnie ta cecha równości i względów narodowych, dla tego, mimo zaproszenia, usunęły się całkiem od tego obiadu. A przecież, dwanaście lat przedtem, mnóstwo wyższych i niższych urzędników jako i zamożniejszych mieszczan niemieckich przybyło z ochotą do sali bazarowéj, na wezwanie magistratu, przy podobnéj sposobności. Było to sześćdziesiątego szóstego roku, gdy tutejszy kupiec Berger, zbogacony kupowaniem lasów polskich, oddawał miastu własnym kosztem wzniesiony wielki budynek szkoły realnéj „dla wszystkich narodowości i wyznań, bez różnicy.“ Wtenczas nie była jeszcze mowa polska zgrozą dla uszu germańskich i, przy wesołéj uczcie, w towarzystwie dość licznych Polaków, wysłuchano też spokojnie polskie toasty dr. Cegielskiego i dr. Mateckiego, tak jak kilka godzin wprzódy na sali szkólnéj słuchano polskiéj mowy dr. Mottego.
Wyczerpawszy zasób moich kulinarnych reminiscencyi, wywołanych bazarowa salą, chciałbym ci też zdać sprawę z muzykalnych, t. j. z koncertów, których się mnóstwo o jéj ściany odbiło; ale ponieważ ze mnie muzy-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.