kant nieszczególny, przeto zadanie to krótko zbędę i wspomnę ci tylko, iż na téj sali słyszałem najpierw grających, czterdziestego ósmego roku, obydwóch braci Kątskich, z których starszy, skrzypek, był istotnie matadorem w swéj sztuce i szczególnie oczarował nas grając Karnawał wenecki. Brat jego, dość biegły fortepianista, zdawał się do rzędu trochę naiwnych należeć; twierdził bowiem, między innemi, że jest doktorem uniwersytetu hejdelbergskiego, i na dowód tego pokazywał, jako biret doktorski, czapeczkę, eine Chormütze, którą mu studenci hejdelbrscy na jakimś komersie ofiarowali. Obadwaj byli w najwyższym stopniu zadowoleni z siebie i przekonani, że Europa ma na nich oczy zwrócone, co zresztą u muzykantów rzecz bardzo częsta. Wymieniony karnawał wenecki przypomniał mi w téj chwili, że go na koncercie Kątskiego nie po raz pierwszy słyszałem. Otóż latem dwudziestego dziewiątego roku przejeżdżał przez Poznań Paganini. Książę Antoni Radziwiłł, ówczesny namiestnik, zapalony miłośnik muzyki, spowodował go do dania koncertu w teatrze. Krótko przedtem zacząłem się był uczyć gry na skrzypcach, dla tego ojciec, aby mnie zachęcić, wziął mnie z sobą na ów koncert. Paganiniego mam dziś jeszcze przed oczyma. Już nie młody, twarz miał wązką, długą, wychudłą, z wielkim nosem, oczyma świecącemi; włosy czarne spadające na plecy, postać wysoką cienką; ręce długie, wielkie i białe.
To wszystko ubrane było zupełnie czarno, w starym, obwisłym fraku i takich samych spodniach i kłaniało się niezgrabnie, zginając się na pół ciała i wytykając skrzypce i smyczek daleko przed siebie. O jego grze nic ci nie powiem, pamiętam tylko, że między innemi grał karnawał wenecki, którego był kompozytorem, że napchana w teatrze publiczność krzyczała
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.