Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

grunta należące do drukarni, a ponieważ właściciele obustronni porozumieć się z sobą nie mogli lub nie chcieli, przeto rzeczony płot wysunięty był do drukarni aż do połowy domu Wolfa, którego przednie okna, o ile wychodziły na grunt obcy, szczelnie zamknięte być musiały żaluzyami, czyniąc część pokoi niezamieszkalną.
Zresztą była to wówczas kamieniczka jednopiętrowa, skromna, w której prócz właściciela nikt inny nie mieszkał. Dr. Wolf, jak mi teraz jeszcze stoi przed oczyma, bo go często widywałem i u rodziców moich i u niego, średniego wzrostu, szczupły, z siwym, krótko przystrzyżonym włosem, twarzą chudą, zdradzającą pochodzenie oryentalne, ale z spojrzeniem bystrem i ujmującem, chodził zwykle w długim bronzowym surducie i zawsze z wysokim, białym halsztukiem; mówił prędko i urywkowo, najczęściéj po francuzku. Pochodził, jak mi się zdaje, z Królestwa, a brat jego zajmował w Warszawie jako lekarz stanowisko znakomite.
Przed przybyciem Marcinkowskiego i Schneidra, miał u nas dr. Wolf najrozleglejszą i najznakomitszą praktykę, biegły był bowiem w swéj sztuce i bardzo szczęśliwy; zjeżdżano się do niego z całéj prowincyi, zwłaszcza iż między dwudziestym a trzydziestym rokiem, lekarzy po małych miastach wcale prawie nie było, nawet Niemców i Żydów, a tem mniéj Polaków. Byłby był mógł ogromny zebrać majątek, ponieważ lekarzy wtenczas bajecznie płacono, ale stosunki jego domowe, choć sam mało miał potrzeb osobistych, były pańskie i wysoko nastrojone.
Ożenił on się z wdową, panią Pomorską, która z pierwszego małżeństwa miała dwóch synów i dwie córki, z drugiego również czworo dzieci, trzy córki i jednego syna. Panią Wolfowę widziałem tylko ze trzy, cztery razy, nie wychodziła bowiem wcale, ale natomiast wszy-