Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

sto przyjeżdżając do Poznania na czas dłuższy lub krótszy, zajmowała pierwsze piętro, dół zaś był mieszkaniem najstarszego jéj syna, hrabiego Macieja, bawiącego wielokrotnie w mieście dla spraw tak prywatnych jako i publicznych. Dawno już przedtem posiadali Mielżyńscy podobną siedzibę w Poznaniu, ale niezbyt dogodną i od środkowych części miasta odległą; leżała bowiem prawie na końcu Grobli, w miejscu gdzie sa teraz podwórza miejskiego zakładu gazowego. Patrzę się obecnie, panie Ludwiku, już na czwarte pokolenie Mielżyńskich; dwa pierwsze znikły, a byłem z niemi przez rodziców moich jak i póżniéj bezpośrednio w bliższych stosunkch. Przypominam sobie bardzo dobrze jeszcze pana starostę klonowskiego Józefa; mógł bym ci go wymalować, tak głęboko ta postać utkwiła w méj pamięci. Zwyczajnem miejscem jego pobytu był Miłosław, gdzie kilka razy, jako dzieciak, parę tygodni letnich spędziłem z ojcem lub matką.
Teraźniejszy dwór na pagórku, wśród ogrodu stojący, który późniéj pan Seweryn Mielżyński rozszerzył, uzupełnił i mieszkalnym uczynił, był za owych czasów właściwie altaną murowaną, w któréj tylko porą upałów letnich przebywano, mającą dwa większe pokoje, trzy komórki tylne szczuplutkie i nic więcéj. Resztę roku zajmowali państwo domek, raczéj zwyczajną wiejską chatę, trochę większych rozmiarów, szkudłami pokrytą, leżącą bokiem u stóp owego pagórka, w któréj był po jednéj stronie wielki pokój bawialny, a za nim alkierz sypialny, poobwieszane kobiercami i makatami; z drugiéj strony sieni zaś wybielony pokój jadalny i kredens, gdzie służba siedziała. Nikt się nad tem nie dziwił, bo podobne stosunki mieszkalne zachodziły często wtenczas, nawet u zamożnych rodzin. Mimo to nigdy nie było pusto w Miłosławiu; ciągle niemal luzowali