kierunkiem urzędników, którzy, po większéj części młodzi, lecz do zawodu swego wprawieni ciągiem pouczaniem i ścisłym dozorem, tem gorliwiéj powinności wypełniali, że przyjacielskie z nimi obchodzenie się pana Macieja i ojcowska jego opieka, podnosiły w nich poczucie wartości osobistéj i dawały im nie tylko dostatnie utrzymanie, lecz zabezpieczały nawet przyszłość przez założenie wspólnéj kasy emerytalnéj, do któréj dochodów corocznie sam właściciel większą połowę dodawał. Nie mniéj zacnie i szczerze dbali oboje państwo Mielżyńscy o los wieśniaków w dobrach swoich. Chorzy i biedni znajdowali gotową pomoc i opiekę we dworze; pamiętało o nich czułe zawsze i dobroczynne serce pani Maciejowéj, a po jéj śmierci zastąpiła ją druga córka w tym chrześciańskim obowiązku.
Ludzie folwarczni i dworscy, w porządku trzymani, zaopatrzeni byli dostatnio we wszelkie potrzeby. Prócz tego rozciągała się jeszcze troskliwość dworu na szkołę. W czasach, o których ci tu w ogóle mówię, nie były szkoły ludowe zakładami wyłącznie germanizacyjnemi, lecz po prostu pedagogicznemi i znajdowały się po większéj części pod bezpośrednim dozorem księży, a mięszanie się do nich kolatorów, które niestety bardzo się rzadko zdarzało, nie ściągało na nich podejrzeń o występną agitacyę. Szkoła chobienicka była całkiem pod wpływem dworu, który chojnie na wszelkie jéj potrzeby, jako i zwiedzających ją dzieci dostarczał; uczył zaś w niéj, obok nauczyciela, także miejscowy kapelan. Przyszedłszy tam pewnego razu na egzamin, kiedy teraźniejszy ksiądz kanonik Kurowski, wówczas kapelan chobienicki, gorliwie się nią zajmował, zdziwiony byłem postępami dzieci.
Nie tylko czytały, pisały, rachowały, katechizm i dzieje święte umiały znakomicie, lecz i najgłówniejsze
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.