Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

pan Maciej powierzył mu dozór nad najstarszym synem swoim, Józefem, którego właśnie do szkół oddawał. Zadanie to wypełniał Kurnatowski jak najsumienniéj i jak najskuteczniéj dla dobra powierzonego sobie chłopca. Będąc iście kalwińskiego purytanizmu w obyczajach, przytem różnostronnie wykształcony i drobnostkowo obowiązkowy, nie szczędził starań i pracy, aby odpowiedzieć położonemu w nim zaufaniu i z pedantyczną nawet troskliwością dbał o wszelkie fizyczne, moralne i naukowe potrzeby swego wychowańca, który do dziś dnia z uznaniem i wdzięcznością go wspomina. Pani Maciejowa miała z początku pewne obawy, że syn jéj przechodzi pod wpływ i opiekę niekatolika, lecz uspokoiła się wkrótce, widząc, że Kurnatowski, mimo różnicy wyznań, pod tym względem także z największą ścisłością powinności swéj dopilnował. Twardy w życiu i zasadach, zamknięty w sobie i małomówny, rozpogadzał się czasami w towarzystwie osób, do których miał zaufanie; a wtenczas piękna jego twarz, zazwyczaj nieco ponura, przybierała wyraz nader miły i sympatyczny. O którejkolwiek porze przyszedłem do niego, zastawałem go prawie zawsze zajętego jakąś robotą; poza obowiązkowem zatrudnieniem szukał innych i zdawało się, że bezczynnym być nie może. Pamiętam, iż gdy u nas pojawiły się około czterdziestego roku daguerotypy, zajął się, wraz z Sewerynem Mielżyńskim, gorliwie nową tą sztuką i był pierwszym w Poznaniu, który robił dość udatne daguerotypy. Głównie jednak pracował w litografii. Nie było wtedy u nas litografa Polaka; przedtem, mniéj więcéj między dwudziestym a trzydziestym ósmym rokiem, mieliśmy litografią Simona, naprzeciwko księgarni I. A. Munka, w domu narożnim Starego Rynku i Zamkowéj ulicy, z której wyszedł, między innemi, długi poczet litografowanych portretów sławnych Polaków. Mo-