Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

Za domem, o którym ci tak długo mówiłem, widziałeś dawniéj dwie jednopiętrowe kamieniczki, daléj zaś na rogu, pustkowie, gdzie teraz stoi ów duży budynek Hotelu rzymskiego. Początek jego bardzo dobrze pamiętam, byłem bowiem już podrostkiem, gdy go budować zaczęto. Wystawił go wcale nie bogaty, blady i chudy przemysłowiec, nazwiskiem, jak mi się zdaje, Krause, który miał na Wrocławskiéj ulicy bardzo skromny handelek jubilerski. Zkąd dostał fundusze na wystawienie tak znacznego budynku, tego ci powiedzieć nie umiem, lecz mówiono powszechnie, iż znalazł dobrodziejkę w pani hrabinie Kwileckiéj, babce i prababce teraźniejszych Kwileckich, która mu wielką część potrzebnych na to pieniędzy pożyczyła. Téj pani osobiście nie znałem, lecz spotykałem ją nieraz jadącą lub idącą; była niska, szczupła i już w podeszłym wieku; mimo to robiła wrażenie osoby nader ruchawéj i ożywionéj; przytem znano ją powszechnie jako wielką lubowniczkę teatru. Będąc w mieście nie opuszczała prawie żadnego przedstawienia i miała stałe miejsce w wystającéj loży, naznaczone blaszką z jéj nazwiskiem, a ówczesny dyrektor Vogt, gdy się jego Thaliom i Melpomenom zanosiło na suchoty, wyprosił sobie nieraz u téj bardzo bogatéj pani skuteczne dla nich lekarstwo.
Krause umarł w kilka lat po wybudowaniu tego domu, którego późniéj, przez czas krótki, jak ci już powiedziałem, Władysław Szczepanowski był właścicielem.
Przeciwległy róg, po téj saméj stronie, zajmuje Hotel drezdeński Myliusa. Budowano go także za mojéj pamięci i nikomu wtenczas nie przyszło do głowy, że cała parada skończy się na domu zajezdnym. Otóż, gdy biblioteka Raczyńskich była już niemal wykończona, postanowił pan Atanazy Raczyński współzawodniczyć z bratem Edwardem i obok biblioteki