Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

przebieg i epilog ta sprawa, nie wiem, bo mnie to wówczas mało obchodziło, byłem bowiem jeszcze w szkołach. Drugim Niemcem urzędującym przy dawniejszem ziemstwie w godności sądowego radzcy, był sędzia Ryll, który, zdaje mi się, wytrwał do śmierci na swojem stanowisku. Nie mówiłem z nim nigdy ani słowa, chociaż witaliśmy się bardzo grzecznie, spotykając się na ulicy; z synami jego dwoma chodziłem równocześnie do szkół, a z córkami nieraz tańczyłem. Niskiego wzrostu, chudy, z czerwoną twarzą i ntykający na jednę nogę, był, mimo niepozornego wyglądu, powszechnie szanowany dla zacności swojéj, pracowitości i zdolności. Mówił dobrze po polsku i żonę miał Polkę, a w skutek tego rozczepiło się jego potomstwo, jak się w podobnych stosunkach i teraz jeszcze zdarza, na dwa obozy, polski i niemiecki. Synowie poszli za ojcem, zostali Niemcami; są jeszcze lub pomarli na stanowiskach sądowych; córki wytrwały w wierze i narodowości matki, a dwie z nich wyszły za Polaków. Dyrektorów ziemstwa, którzy w tym domu na pierwszem piętrze mieli swoje urzędowe mieszkania, bo biura wszystkie mieściły się na dole, znałem wszystkich, choć nie wszystkich równo. Jak dwóch konsulów w Rzymie, tak tu w ziemstwie bywało dwóch dyrektorów; jednego jeneralnym zwano, drugiego prowincyalnym. Pierwszymi byli, ile pamiętam, panowie: Poniński, Brodowski, obadwaj wojacy z czasów napoleońskich; po nich zaś panowie: Marceli Żółtowski i Stablewski Stanisław, którzy jeszcze żyją; drugimi zaś: Nieżychowski, Grabowski, Jarochowski, Kurcewski i będący dotychczas w pełni sił, lecz daleko od nas, na krańcu Księstwa, zacny pan Józef Morawski, który w ostatnich latach obadwa zajmował urzęda i wytrwał aż do rozwiązania zakładu.