stała na tem miejscu bardzo stara kamienica, ciekawéj struktury, którą zniesiono, a któréj rysunek i opis, jeśliś tego ciekaw, znajdziesz w „Przyjacielu ludu“ z owego czasu.
Związek między górnem i dolnem miastem był więc dawniéj utrudnionym; kto z Rynku chciał n. p. iść do teatru, musiał obchodzić Wrocławską i Podgórną ulicą, lub z drugiéj strony, Zamkową. Przeszedłszy na drugą połać Rynku, spotykamy tu najpierw aptekę. Była ona już przed siedemdziesięciu laty w tym samym domu i należała do pana Kolskiego; oprócz téj, znajdowały się w mieście tylko jeszcze dwie apteki, w posiadaniu Niemców; jedna na Rynku, Dähnego, którą po czterdziestym roku przeniesiono na Wilhelmowską ulicę; druga, Bergmanna, przy Wrocławskiéj, jest tam do dziś dnia, lecz pod inną firmą.
Pan Kolski należał wówczas do zamożnych i szanowanych powszechnie obywateli miejskich; osobistość jego spokojną i łagodną mam żywo przed oczyma, często bowiem, gdy latem przechodziliśmy z ojcem przez Rynek, spotykaliśmy go siedzącego z długą fajką na ławie przed domem; zawsze nas witał uprzejmie, prosił, aby usiąść i zapuszczał się w długie rozmowy. W jego kamienicy, na pierwszem piętrze, mieszkał zaprzyjaźniony z nim Karól Marcinkowski i dopiero po śmierci Kolskiego, w ostatnich latach swego życia, przeniósł się na Podgórną ulicę do damu z balkonem, obok drukarni „Dziennika Poznańskiego.“
O Karolu Marcinkowskim mógłbym ci wiele mówić, panie Ludwiku, widywałem go bowiem często i zaszczycał mnie i moją rodzinę zawsze życzliwością swoją; ale rzeczy główne o tym człowieku pełnym zasługi są jeszcze wszystkim wiadome, a życie jego znajdziesz opisane i ocenione sumiennie w pięknéj przemowie, którą
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.