z mowami w stylu Osińskiego, patetycznie deklamując. W przygotowaniach do roku czterdziestego szóstego, za który w więzieniu przesiedział, i w wypadkach czterdziestego ósmego roku bardzo czynny miał udział; był on wtedy w swoim żywiole; pełen poświęcenia, w sprawach politycznych i narodowych zasługując na zupełne zaufanie, chodził, jeździł, radził, chwytał na ulicy, szeptał do ucha i trudów nie szczędził. Po roku piędziesiątym straciłem go jakoś z oczu; wiem że popadł potem w ciężkie kłopoty i długotrwałą chorobę, zwłaszcza iż od dawna zadyszał się i płuca zdawał się mieć wątłe; jak i kiedy umarł, powiedzieć ci nie umiem, ale nieraz jeszcze wspomnę go sobie, gdy mi się marzy o starych znajomych.
Z Wildenem i Leciejewskim razem do szkół chodziłem; byli oni dość znacznie starszymi odemnie, lecz tylko o klasę wyżéj, a lekcye religii miewaliśmy wspólnie. Obadwaj z sekundy, zaraz w początkach powstania, trzydziestego roku pobiegli do Warszawy, wytrwali do końca pod karabinem, a potem Wilden wrócił do Poznania, miał tu bowiem matkę i jakiś mająteczek. Znalazł on wkrótce miejsce w landszafcie, gdzie przez pilność i sumienność swoją wyrobił sobie z czasem znaczniejsze stanowisko, a ożeniwszy się raz i drugi używał w kołach obywatelstwa miejskiego powszechnego szacunku. Zasługiwał sobie nań nie tylko życiem swojem prywatnem, lecz i gorliwem zajmowaniem się sprawami dotyczącemi ogółu. Gdy się Kasyno, a późniéj Kółko polskie zawiązało, był Marceli Wilden przez długi szereg lat jego zawiadowcą, kasyerem i duchem opiekuńczym. Wszystkie interesa tego towarzystwa odrabiał, wszelkie przynależne akta regularnie i sumiennie spisywał, rachunki obliczał i załatwiał, a prócz tego, od siódméj godziny wieczorem aż późno w noc przesiadywał
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.