co dzień, z rzadkiemi wyjątkami, w lokalu Kółkowym, pilnując, żeby się żadne nie działy bezprawia; przyczem czasami trochę szorstkim bywał. Czterdziestego ósmego roku powołał go Komitet narodowy, znając jego sumienność, na głównego sekretarza. Tuż przy sali obrad, na ratuszu, założył biuro komitetowe i tam go kilka razy zastałem piszącego z obudwoma Lekszyckimi, jeśli się nie mylę, i młodziutkim wtenczas Julianem Bukowieckim, który się jako ochotnik do pomocy nastręczył. Niemniéj gorliwego jak Kółko miało w nim zwolennika i pracownika Towarzystwo Naukowéj Pomocy, gdyż przez wiele lat był dlań czynnym głównie jako kasyer i sekretarz w Komitecie miasta Poznania, który, jak wiadomo, największy fundusz roczny do kasy Towarzystwa przesyła. Ostatnie czasy jego były posępne; niezbyt stary jeszcze ogłuchł prawie zupełnie, a z tego powodu, równie jak skutkiem innych niefortunnych okoliczności, zobojętniały na wszystko, jak słyszałem, i zesmutniały rozstał się z tym światem.
Leciejewski, po skończonem powstaniu, powędrował z innymi do Francyi, gdzie przeszło dziesięć lat przesiedział, po większéj części w miasteczku Laval. Było mu tam dość dobrze; żył częścią z żołdu, który Francya wtedy emigrantom naszym płaciła, częścią z lekcyi prywatnych, ucząc chłopców po łacinie, a młode Angielki po niemiecku; ćwiczył się sam pilnie we francuzkiem z gramatyk i przez rozmowy, a przytem, jako członek Towarzystwa demokratycznego, politykował i marzył z kolegami, których kilku mieszkało w bliskości. Mimo to jednak przemogła w końcu tęsknota za krajem; wrócił po czterdziestym roku do Poznania, gdzie aż do ośmdziesiątego czwartego wiódł sobie, jako stary kawaler, nader skromny, uczciwy i spokojny żywot, dając lekcye francuzkie, dozorując swych pensyonarzy i pracu-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.