jąc w landszafcie. Czterdziestego szóstego i ósmego, potem także sześćdziesiątego trzeciego, kryjąc pod cichym i ostrożnym pozorem gorące i niezmienne uczucie patryotyczne, dopomógł w niejednéj sprawie i czynił gorliwie co zdołał; również w czasach spokojnych nie pomijano go, gdy chodziło o rzeczy polskie; stawiał się na każde wezwanie i wypełniał sumiennie co żądano. Gdy Wilden złożył w Kółku swoje urzędowanie, zajął Leciejewski jego miejsce i starał się gorliwie odpowiedzieć podjętym obowiązkom, chociaż porażonemu, w ostatnich latach, na połowę ciała niełatwem już było wędrować codziennie z Grobli do Bazaru, piórkiem machać i rozliczne interesa załatwiać. Uległ przed czterema laty powtórnemu porażeniu; wracając wieczorem do domu, nie doszedł do izby i na schodach stracił przytomność. Trzech nas się już tylko znalazło dawniejszych kolegów szkolnych, którzyśmy poczciwego Leciejewskiego pożegnali na cmentarzu św. Wojciecha, a jeden z nas, Magnuszewicz, poszedł za nim rok późniéj.
Z dwóch kapitanów urzędujących w biurach landszafty był Jankowski dzieckiem poznańskiem, z staréj rodziny tutejszéj, która w linii męzkiéj wymarła, jak niemal wszystkie nasze dawne rody mieszczańskie. Za młodych lat moich były jeszcze trzy odnogi Jankowskich; jedna na Starym Rynku, druga na Zamkowéj ulicy, trzecia na Butelskiéj. Przypominam sobie z nich kilka osobistości, przedewszystkiem dwie panny, stryjeczne siostry, znane w swym czasie z urody; jednę brunetkę, która żyje jeszcze w bardzo podeszłym wieku; drugą, znacznie młodszą, blondynkę i późniéj matkę wydalonego niedawno temu, naturalnie „w interesie służby“, aż poza Ren profesora Sikorskiego. Bratem rodzonym pierwszéj był Grzegorz Jankowski. O tym Grzegorzu powinienem ci był
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.