Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

miejsc biurowych. Należał on przez cały szereg lat do znanych ogólnie i poważanych osobistości poznańskich. Nadzwyczaj staranny o powierzchowność swoją, zdradzał, twarzą trochę ironicznie uśmiechniętą i lekkiem kołysaniem ciała przy chodzeniu, pewne zadowolenie z siebie samego, co jednak jego przyjacielskiemu, szczerze wesołemu usposobieniu i zacności charakteru żadnéj nie sprawiało ujmy.
Córka kapitana Jankowskiego, bardzo ładna blondynka, wyszła wcześnie za mąż za profesora Mierzyńskiego, który był przy gimnazyum Mar. Magdaleny zatrudniony, a późniéj za sprawą przysłanego do nas w celach werbunkowych Papłońskiego, wraz z Węclewskim i Przyborowskim dostał się do uniwersytetu warszawskiego, gdzie mu niedawno temu Rosyanie dali przymusową emeryturę. Syn jego zaś płaczliwie skończył; jako jedynak zbytnio, zdaje się, przez rodziców rozpieszczony, nieodbywszy normalnego biegu szkólnego, puścił się na gospodarkę. Przy nie zbyt wielkich zasobach, a świetnem o sobie wyobrażeniu, chcąc używać świata i stać na równi z panem X. i panem Z., musiał naturalnie w krótkim przeciągu czasu skończyć walec życia, a ponieważ z materyalnego rozbicia pracą ratować się nie umiał i nie chciał, spadał co dzień niżéj po szczeblach społeczeństwa i wreszcie skończył dosłownie na bruku poznańskim; rodzicom jego Pan Bóg oszczędził tak strasznego widoku.
Drugi kapitan w landszafcie, który tam zresztą pojawił się po czterdziestym roku i podrzędne zajmował stanowisko, Januszyński, pochodził z Królestwa, był żołnierzem z powołania i porucznikiem za czasów Konstantego; widzieć téż to mógłeś po nim nie mniéj jak po kapitanie Jabłkowskim. Wysoki, chudy, wyprężony, zawsze w czamarze do góry zapiętéj, chociaż by-