Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

swojskich, wszystkie inne sprawy mało co obchodziły. Dla tego też Marcinkowski, Maciej Mielżyński, Gustaw Potworowski i Szułdrzyński żyli z nim w ścisłéj przyjaźni; z nimi on głównie przestawał, dzielił ich przekonania i miał czynny udział we wszystkiem, co przedsiębrali. I tak, od samego początku, należał do obrad i robót tyczących się Bazaru, Naukowéj pomocy, Kasyna polskiego; pomagał tam szczególnie w układach z osobami i załatwiał sprawy piśmienne. Przez długi czas przewodniczył w komitecie poznańskim, mającym bezpośrednią opiekę nad stypendyatami Towarzystwa, sumiennie dozorował konwikta, w których się wspierani uczniowie mieścili, i zwiedzał szkoły elementarne, czego wtenczas nie zabraniano, aby wyszukiwać zdolnych chłopców, którychby, z funduszów publicznych, na pożytecznych ludzi daléj kształcić można.
Wielkich zebrań ile możności unikał, licznych towarzystw nie lubił, ale w małych, zaufanych kółkach chętnie przebywał, ożywiał się w nich bardzo i z zapałem nieraz rozprawiał o wypadkach z powstania i rzeczach dotyczących ogółu naszego. Nieco krytycznego i drażliwego usposobienia, z trudnością w dysputach, do których miał skłonność, odstępował od swego zdania, a głęboko przekonany o konieczności dla nas ratowania się i wzmacniania przez nieskazitelną wierność dla ducha i celów narodowych, równie jak przez oszczędność, spokojną i wytrwałą pracę we wszystkich kierunkach, nie tylko przeciwnym był zamiarom i knowaniom czterdziestego szóstego roku, lecz od samego początku starał się, ile mógł, przy każdéj sposobności śmiało rozpraszać złudzenia, wskazywać niepodobieństwa, niebezpieczeństwa i zgubne skutki, które z niewczesnego poczęcia wyniknąć muszą; nie dziw więc, że miał wielu niechętnych, bo aura popularis była po przeciwnéj stronie. Wy-