utrzymał się w Wyrzysku landrat Bukowiecki, były major w wojsku napoleońskiem. Lekszyckiego także po kilku latach pensyonowano; osiadł zatem w Poznaniu z całą rodziną, a będąc zaprzyjaźniony z arcybiskupem Duninem, na prośbę jego obrabiał w konsystorzu niektóre sprawy administracyjne i sądowe.
Miał dwie córki i dwóch synów; wszystko to już teraz nie żyje, prócz młodszej córki. Syn starszy, Mieczysław, o którym ci wspominałem, szkół nieskończywszy, dostał się wcześnie do landszafty, przy któréj pracował aż do końca życia. Szczerze mówiąc, istotna szkoda, że nie poszedł za powołaniem swojem i pierwotną chęcią i nie poświęcił się sztuce. Miał prawdziwą zdolność do rysunków i malarstwa i za młodu wielkie w tem upodobanie; Stary Perdisch, nasz gimnazyalny Apelles, nieraz go do malarskiego zawodu zachęcał. Nie mniéj pod tym względem uzdolniony był brat jego młodszy Stanisław, który księdzem został, lecz wkrótce po wyświęceniu umarł.
Pamiętam do dziś dnia jeszcze jego akwarele przedstawiające główniejsze nagrobki i kaplicę królewską katedry poznańskiéj, które były z prawdziwie artystycznym zmysłem wykonane i dziwiłem się nad niemi tem bardziéj, iż młody ks. Lekszycki, co umiał pod tym względem, zawdzięczał jedynie własnéj pracy i wrodzonemu poczuciu sztuki.
Tak więc powiedziałem ci, panie Ludwiku, o urzędnikach naszéj polskiéj landszafty com wiedział; innych nie znałem, albom o nich zapomniał, a teraz dodam ci jeszcze, że główna sala na pierwszem piętrze, w któréj się odbywały posiedzenia radzców i walne zebrania, była świadkiem rzadkiego u nas wypadku, to jest uczty królewskiéj.
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.