Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

Adwokatów Polaków, wtenczas osiadłych w Poznaniu, znałem wszystkich, byli zaś nimi: Sobeski, Pigłosiewicz, Przepałkowski, Zdanowski, Krauthofer, Gregor, a późniéj Janecki. — Z Pigłosiewiczem, będącym już w późnym wieku, rzadko się kiedy spotykałem i to wyłącznie na Tumie, u którego z kanoników, mało więc o nim powiedzieć ci mogę; wiem tylko, że był rodem Polak, jak samo nazwisko wskazuje, i mówił po polsku, lecz powoli i niezbyt wprawnie, biegléj po niemiecku. Pierwotnie cysters, bodajnie w Bledzewie, przy rozwiązaniu zakonu nie wyświęcony jeszcze, skoczył w inną stronę, słuchał prawa i wypromowował się na rzecznika, jak teraz mówią. Wychowany, zdaje się, pod niemieckiemi wpływami, unikał w ogóle znajomości polskich, gdyż, prócz kilku małych kółek, mianowicie duchownych, do których go wspomnienia młodości ciągnęły, nigdzie go, ni w wiejskich ni w miejskich towarzystwach, widać nie było i w żadnych wspólnych naszych przedsięwzięciach czynnego nie miał udziału; zresztą cichy, ostrożny, jako prawnik wybitnego stanowiska nie zajmował, ale cieszył się opinią uczciwego człowieka.
Z panem Sobeskim również tylko kilka razy w towarzystwach się spotkałem; jeśli się nie mylę, przesiedlił się tu do nas z Gniezna w późniejszym już wieku; w mieście mało komu się udzielał, żyjąc głównie z obywatelstwem przyjeżdżającem z prowincyi. Mieszkał właśnie tutaj przy Wilhelmowskiéj ulicy, w tym otóż lokalu, gdzie panny Tułodzieckie dla płci pięknéj arcydzieła swoje popełniają. Tutaj stracił drugą żonę, Daleszyńską z domu, którą, z jéj dwoma córeczkami, lepiéj znałem niż męża. Była to przyjemna i ożywiona pani; należała do wszystkich ówczesnych towarzystw dobroczynnych, loteryi, ochronek, kwest i przedstawień i w