wieku młodym jeszcze, ku powszechnemu przerażeniu znajomych, umarła nagle latem czterdziestego ósmego roku, jeśli się nie mylę, skutkiem spożycia lodów w dniu nadzwyczaj skwarnym. Z dwoma synami adwokata Sobeskiego z pierwszego małżeństwa, Dionizym i Gustawem, byłem razem w szkołach i miło mi zawsze przypomnieć sobie pierwszego, który w sekscie siedział przy mnie i odznaczał się, już jako chłopiec, spokojem i rozważnem usposobieniem. Najstarszy, Władysław, kiedyśmy z Dionizym jeszcze w niższych obracali się regionach, poszedł z prymy na rewolucyę, a potem gospodarował przez lat wiele w powiecie gnieźnieńskim, brał czynny udział w ruchawkach naszych czterdziestego szóstego, ósmego i sześćdziesiątego trzeciego roku, posłował razem z Bentkowskim lat kilka na sejmie berlińskim, przeżył całe swoje rodzeństwo i w późnym wieku, rozporządziwszy dziećmi, pochowawszy żonę, osiadł w Poznaniu, gdzie z rzadką wytrwałością synowi w sprawach handlowych dopomagał; przed dwoma laty rozstał się z tym światem.
Ciekawem ze wszech miar zjawiskiem nie tylko między adwokatami, lecz w ogóle tutaj między nami, był stary Przepałkowski. Znałem go już przeszło ośmdziesięcioletniego, a choć dawno nie żyje, pamiętają pewno jeszcze wszyscy moi współcześni tego zgarbionego staruszka, zawsze w długiéj granatowéj czamarze, palonych butach, z wysoką, czworograniatą, granatową czapką, rydelkiem opatrzoną, z białą chustką na szyi, siwą, krótko strzyżoną głową i bardzo miłą, lubo bladą, wygoloną twarzą. Widziało go się często na ulicy, a przez czas niejaki można go było letniemi wieczorami spotykać w księgarni Żupańskiego, gdzie wypoczywać sobie i z panem Konstantym gawędzić lubił. Urodził on się jeszcze za drugiego Sasa, był apli-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.