pod światło, nim obraz pochwycić mogłem; pierwszą zaś tutaj u nas fotografią, t. j. odbitkę na papierze, pokazał mi czterdziestego ósmego roku Karol Libelt, przywiózł ją z Frankfurtu n/M., gdzie posłował w parlamencie niemieckim. Wyglądało to jeszcze tak nieszczególnie, iż, gdyby Libelt nie był zaręczał, że to ma być jego fizyonomia, niktby tego odgadnąć nie zdołał. Pierwszym, który u nas z nowego wynalazku korzystał, był naturalnie Niemiec, nazwiskiem Lippowitz. Tego Lippowitza, którego pradziad, nawiasem mówiąc, był niewątpliwie jakiś poczciwy Lipowicz, poznałem już trzydziestego ósmego roku w Lesznie, gdzie miał aptekę i gdzie mu się dobrze wiodło. Sprzykrzył sobie jednak pigułki i mikstury, sprzedał aptekę, sprowadził się do Poznania, bodajnie czterdziestego czwartego roku, a będąc biegłym chemikiem, chciał się przerzucić na dziedzinę fabryk chemicznych. Trochę idealista i raczéj teoretyk niż praktyk, ulegał wrażeniom nowości i zapalił się do dagerotypii.
Założył więc najpierw pracownią tego rodzaju w ogrodzie Żychlińskiego przy ulicy Fryderykowskiéj i dagerotypował co się dało.
Ale mu to jednak dość gładko nie szło, (wiem z doświadczenia, bo nieraz u niego bywałem), chemikalia często nie dość silnie gryzły, płyty często się psuły, a ponieważ taka operacya była wówczas stosunkowo dość drogą i trwała długo, bo trzeba było dwa, trzy i więcej razy siadać, przeto finansowa strona procederu pozostawiała wiele do życzenia. Gdy późniéj nastały fotografie, mniéj jeszcze Lippowitz umiał sobie z niemi dać rady, zwłaszcza iż sam retuszować nie potrafił, a o zręcznych retuszerów w owych początkach było trudno. Przy tem, chociaż poświadczyć mogę, iż pod względem narodowym dalekim był od teraźniejszych dla nas germańskich uczuć, mocno się jednak polskiemu światu naraził. Otóż zda-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.