Pożegnawszy teraz pocztę i przeszedłszy szerokość Fryderykowskiéj ulicy, widzieliśmy, jeszcze przed kilku tygodniami, na przeciwnym rogu skromny Hotel europejski, który, w pierwotnym kształcie swoim, przeniósł się już do wieczności; za nim zaś ciągnął się, do stojącéj jeszcze jednopiętrowéj kamieniczki, dość długi, wcale nie piękny mur z bramą, prowadzącą do kilku wielce zaniedbanych podwórzowych zabudowań. Całe to terytoryum, aż do Hotelu Sterna, należało niegdyś, jak ci już poprzednio wspominałem, do Kaspra Kramarkiewicza, spokrewnionego z żyjącym jeszcze radzcą zdrowia i doktorem tegoż nazwiska; teraz spadkobiercy po nim sprzedali wszystko, prócz owej kamieniczki, a Niemiec, dawniejszy piekarz, wystawił na tem miejscu, jak widzisz, cztery wysokie i ozdobne domy w germańsko-norymberskim stylu. Rodowodu i pierwotnych dziejów pana Kaspra nie znam, wiem tylko, że był poznańskiem dzieckiem, szkoły tutejsze przeszedł jeszcze za rektoratu Przybylskiego i Kaulfusa i że go rychło rodzice odumarli, bo nigdy ani ojca, ani matki jego nie widziałem. Od starszych jednak słyszałem, że właśnie ojciec jego, za pierwszych pruskich czasów, nabył tanio te znaczne grunta, wówczas jeszcze za miastem leżące, mniéj więcéj między Działowym placem i Fryderykowską ulicą, sięgające zaś z drugiéj strony od Sapieżyńskiego rynku daleko poza ulicę Wilhelmowską, któréj ta górna część do nich jeszcze należała.
Szczęśliwa sprzedaż większéj części tych gruntów w początkach drugiéj okupacyi przyniosła mu zysk nie mały. Ile wiem, przepędził Kasper Kramarkiewicz cały swój żywot po większéj części w Poznaniu; wszakże odbywszy kurs prawa w Warszawie, lat kilka tam urzędował i stamtąd przed trzydziestym rokiem wracając, przywiózł sobie z przeszkodami nabytą pierwszą żonę,
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.