o nim, a na drugi dzień, wśród ogromnego zjazdu obywateli wiejskich i włościan z dóbr jego, spuszczono go do rodzinnego grobu w kórnickim kościele. Szczerze żałowaliśmy wszyscy przytomni, że tak niepospolitego męża nie uczczono mową pogrzebową, na jaką zasłużył. Proboszcz bniński, który ją wypowiedział, miał może wszelkie inne przymioty, lecz mówcą nie był. Czytał coś długo z pisanych kartek, a i tego, co czytał, nikt nie rozumiał, bo głos jego był niewyraźny i cichy.
Z sangwiniczną po części i wybuchową naturą pana Tytusa wręcz przeciwnego usposobienia była żona jego, Celina z hrabiów Zamoyskich. Zawsze cicha i spokojna, zawsze łagodna i uśmiechnięta, zawsze sobie równa, miała przez te właśnie przymioty nieograniczony wpływ na męża, który mimo chwilowéj energii i stanowczości, prawie zawsze jéj ulegał. To przeciwieństwo duchowéj, że tak powiem, kompleksyi obojga było właśnie przyczyną zupełnéj między nimi harmonii i wzajemnego, niezachwianego przywiązania. W wesołych chwilach lubił się pan Tytus żonie przekomarzać, dawać jéj przytyki, osobliwie z powodu dewocyi i księży, sam bowiem pod względem religijnym był wiernym synem drugiéj połowy osiemnastego wieku, podczas gdy pani Działyńska wiarą niemal żyła i pobożność do ascetyzmu posuwała. Ale i ta różnica przekonań i wulkaniczna często gorączkowość męża nie psuły pokoju domowego; pani Działyńska cierpliwością, biernym spokojem, słodyczą, wzroku i słowa zawsze męża trzymała na wodzy, a niezwykłą wytrwałością, w chęciach i zamiarach nadawała kierunek życiu i losom całéj rodziny. O przepych lub ozdobność w ubiorze, występowaniu i otaczających ją przedmiotach, nawet o wygody nie dbała wcale; owszem cała jéj zewnętrzność, jéj potrzeby osobiste były tak zwyczajne, tak skromne, że nie widziałem jéj nigdy prawie w innéj sukni, jak w
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.