Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

to, jako i wszystko inne, co pani Działyńska w różnych kierunkach i dla ludzi prywatnych czyniła, było bez ostentacyi, bez rozgłosu, które zdawały się przeciwne jéj cichéj i skromnej naturze, tem rzadszéj i cenniejszéj w osobie wychowanéj wśród książęcych dostatków, różnostronnie wykształconej i przywykłéj od lat dziecinnych do najwyższych sfer towarzyskich. Bezczynność była jéj także wstrętną; ilekroć do niéj przyszedłem lub zastałem ją w pokoju męża, widziałem prawie zawsze zajętą albo pisaniem albo rzeźbą, w któréj miała niepospolitą biegłość, albo szyciem i misternym haftem. A propos tego, pewnego razu, przypominam sobie, zapytał mię się nagle pan Tytus, wskazując na robotę żony: „A wiesz pan, co ona robi?“ „Widzę, że to haft, panie hrabio — odrzekłem — ale nie wiem do czego.“ „O, to łatwo zgadnąć — zawołał — bo moja żona jest już w ostatniem stadyum; robi jak wszystkie; kiedy małe, stroją lalki, gdy dorosną, stroją siebie, późniéj stroją córki, a na starość stroją księży.“
W towarzyskich stosunkach była pani Działyńska wiele bardziéj wyłączną od męża, miała bowiem silniejsze jeszcze poczucie różnic rodowych, i w Poznaniu, ograniczając działalność swoją, na kościół, rodzinę i dobre uczynki, z wyjątkiem, ile wiem, jednéj zaufanéj przyjaciółki, panny Radolińskiéj, która u niéj mieszkała, w bliższą zażyłość nie wchodziła z żadną z pań naszych, zabaw zaś publicznych, jako i liczniejszych zebrań równie u siebie jako i u innych unikać się zdawała.
Wszakże dla wszystkich bez różnicy była nie tylko nader przystępną, lecz i uprzedzająco grzeczną i swobodnie rozmowną. Zacna ta pani, któréj silnéj i spokojnéj wiary zgon ukochanego męża, niezwykłe cierpienia najmłodszéj córki, śmierć wreszcie jedynego syna i inne ciężkie koleje życia zachwiać nie mogły, umarła przed