jaźnie przeciw nim nie występował, co między żydami naszymi rzadkiem jest zjawiskiem.
W trzecim domu za księgarnią Munka była przez wiele lat apteka Daehnego, która po roku czterdziestym trzecim, jak mi się zdaje, przeniosła się na ulicę Wilhelmowską, gdzie jest do dziś dnia pod inną firmą. Ów Daehne, mój dobry znajomy, należał do rady miejskiéj i późniéj, jako radzca magistratu, przyczynił się w znacznéj mierze do założenia miejskiego gimnazyum realnego, którego sprawy w początkach stanowiły głównie jego wydział. Wspominam ci tu o nim, bo nie tylko był uczciwym i prawym człowiekiem, lecz, chociaż Niemiec, sprawiedliwie myślącym pod względem narodowym.
Razem z nadburmistrzem Naumannem i Hipolitem Cegielskim, wówczas radzcą miejskim, należącym do komitetu szkolnego, przeprowadzili w nowo założonéj szkole równouprawnienie Polaków z Niemcami, tak iż Polacy nie tylko połowę miejsc nauczycielskich uzyskali, lecz i cztery klasy z językiem wykładowym wyłącznie polskim i w dwóch wyższych klasach wykład polski dla kilku przedmiotów. Cegielski, jak mi nieraz mówił, znalazł zawsze poparcie w Daehnem, który zresztą, tak w téj sprawie jako i w innych szkołach miejskich, opierał się stale krzywdzeniu żywiołu polskiego. W obecnych czasach, panie Ludwiku, takiego Niemca w całem W. Księstwie teleskopem Herschla nie dojrzysz, ale wtedy były pomiędzy nimi jednostki, pod tym względem wyjątkowe, dla tego warto o nich wspomnieć.
Ów Daehne, człowiek, jak w ogóle aptekarze, bardzo dobrze mienny, przytem skromny i oszczędny, chociaż pozwolił sobie na zbytek pary koni i znikłéj już bez śladu willi z ogrodem przy drodze Dębińskiéj, skoń-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.