pracownią, w któréj przez wiele lat panie nasze zaspakajały potrzeby swoje. Synów po p. Wincentym pozostało dwóch; młodszy Konstanty, chwycił się był w pierwszych latach młodości zawodu kupieckiego, wkrótce go jednak porzucił, a wróciwszy do książek szkolnych, prawie sam bez pomocy obcéj przysposobił się do matury, jak mówią w Galicyi, poczem oddał się z zapałem sztuce lekarskiéj. Wyszło to na dobre i jemu i ludzkości; skończywszy bowiem swoje studya w uniwersytetach niemieckich, przeniósł się do Warszawy, gdzie wkrótce tak się odznaczył gruntowną nauką i sumiennością w praktyce, iż do dziś dnia powszechnym otoczony szacunkiem, stoi tam w pierwszym rzędzie między kolegami.
Starszy brat jego, Antoni, siedział ze mną przez lat kilka na jednéj ławie szkolnéj. Mimo skrzywionéj trochę nogi, bo ją był złamał w dziecinnym wieku, należał do najruchliwszych i najburzliwszych współuczniów moich; kochaliśmy go jednak wszyscy w klasie dla jego wybornego serca, wesołego umysłu i gorących uczuć patryotycznych, które go nieraz pchały do płatania figli niemieckim profesorom. Opuściwszy szkoły, nie wiem z jakiéj przyczyny, kształcił się daléj prywatnie i rozpoczął zawód gospodarza wiejskiego, z którego wyrwały go wypadki czterdziestego ósmego roku. Wstąpił wówczas do redakcyi „Gazety Polskiéj“, przy któréj wytrwał aż do końca, pracując tam z ochotą i natężeniem, nieraz po nocach, bo redakcya składała się właściwie z trzech osób tylko. Ożeniwszy się wreszcie z panną Anielą Kolanowską, założył handel papieru i przedmiotów galanteryjnych, który do dziś dnia z jego firmą widzisz w Bazarze. Niedługo życiem się cieszył nasz poczciwy Antoś, ale wdowa po nim, osoba, która rzadkim hartem i spokojem duszy a wytrawnym rozumem umiała pokonywać wszelkie trudy życia i długoletnie cierpienia ciała,
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.