nie tylko zakład męża utrzymała, lecz ustaliła go i rozwinęła znakomicie.
W tym samym domu Rosego, na pierwszem piętrze, powstał czterdziestego czwartego roku, jeśli się nie mylę, pierwszy polski handel bławatny w naszem mieście, założony przez bardzo młodego wówczas Kaźmirza Liszkowskiego, którego pamiętam jeszcze, jak go w poduszce noszono, bo rodzice nasi kiedyś w ścisłéj byli zażyłości. Ojciec jego, pan Józef Liszkowski, przybywszy w pierwszych latach po okupacyi z Prus do Poznania, pracował przeszło lat czterdzieści jako nauczyciel przy gimnazyum i szkole przygotowawczéj, a u licznych uczniów i pensyonarzy swoich, z których obecnie mało kto już żyje, zostawił wdzięczną pamięć po sobie. W miejskich kołach polskich bardzo lubiony dla zacności swéj i towarzyskości, był równie popularnym u szkolnéj młodzieży, chociaż w klasie trzciny nie szczędził, bo zresztą cena skóry u chłopców nie była wtedy jeszcze tak znaczna jak teraz. Z trzech córek jego żadna już nie żyje; syna jedynaka, odebrawszy ze szkół, za radą Marcinkowskiego, przeznaczył do handlu.
I na dobre wyszło, bo pan Kaźmirz miał wszystkie do tego przymioty. Wyuczywszy się zawodu swego w Gdańsku, jak mi się zdaje, założył w tym oto domu, na pierwszem piętrze, skromny handelek. Gdy go tu w pierwszych zaraz początkach odwiedziłem, ujrzałem w wązkim pokoju kilka zwyczajnych szafek z półkami ledwo do połowy towarem zapełnionemi, ale młodego szefa w niezłym humorze; i mógł być niezłym, bo ten pierwszy polski i uczciwy handel tego rodzaju odpowiadał życzeniu i potrzebom ogółu. To też panie nasze wędrowały do Liszkowskiego jak Tnrcy do Mekki, i nieraz, gdy dwie lub trzy zbyt grube weszły, reszta stać w sieni musiała.
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.