Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

legą od najniższéj klasy i uczył się znakomicie. Wszyscyśmy mu sprzyjali dla jego dobroci, uczynności i swobodnego usposobienia. Nie mogę ci tu o nim przemilczeć, skoro już raz zacząłem mówić o tych, z którymi dawnemi czasy miałem znajomość, a których dzisiaj już nie ma, zwłaszcza iż z Piotrem Hanowiczem żyłem w przyjaźni. Z Tercyi, mimo bardzo młodego wieku, umknął trzydziestego roku do Warszawy, gdzie zaciągnął się do jedenastego pułku piechoty, w którym całą kampanię odbył bez poniesienia szwanku, a wróciwszy do Poznania i odsłużywszy wojskowość pruską, utrzymywał się lat kilka z dawania korepetycyi i lekcyi prywatnych. Nadeszła wreszcie konieczność ustalenia losu, a podczas gdy się wachał w wyborze zawodu, zawołał go Marcinkowski do siebie i przyrzekł mu pomoc i wsparcie, byleby się wykształcił w rzemiośle ojcowskiem tu i za granicą i założył potem warsztat szewski na większe rozmiary, któryby mu dał sposobność wpływania na czeladź i współrzemieślników, celem podniesienia ich społecznie i umyłowo. Podobała się z początku ta myśl Hanowiczowi, porzucił gramatyki i wypisy i chwycił za kopyto. W dwa czy trzy tygodnie późniéj przyniósł mi na pokazanie parę trzewików własnej roboty. Chociaż nie fachowy, poznałem jednak na pierwszy rzut oka, że to nie arcydzieła. Ich autor, po kilkomiesięcznych usiłowaniach, aby w kunszcie obuwia dojść do doskonałości, przekonał się, że nie ma do tego właściwego talentu, a może i wpłynęło na niego trochę fałszywego wstydu, dość, że pewnego dnia rzucił dratwę o ziemię i ku wielkiemu niezadowoleniu Marcinkowskiego, zawiesił szewstwo na kołek. Chwycił się potem gorzelnictwa, szczególnie zaś piwowarstwa i spotkaliśmy się znów w Berlinie, gdzie w zakładzie technicznym Dorna, najlepszym wówczas, odbywszy naukę, praktykował potem czas niejaki w kilku