Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

W téj saméj kamienicy, na pierwszem piętrze, wdowa po nim przed przeszło dziesięciu laty gwałtowną śmiercią zeszła z tego świata. Mieszkała tam z młodą panienką, zdaje mi się siostrzenicą swoją, gdy pewnéj nocy dwaj złodzieje, w nadziei, że znajdą u niéj znaczne pieniądze, ukryci poprzednio na podwórzu, weszli cichaczem do jéj pokoju i, udusiwszy obiedwie kobiety poduszkami, wynieśli się niespostrzeżeni z małym tylko plonem swéj zbrodni, bo szafki z pieniędzmi znaleźć nie mogli. Wytropiła ich jednak wkrótce policya, a schwytanych przysięgli na śmierć osądzili. Obecny byłem téj sprawie jako przysięgły i pamiętam, jak głęboką zgrozą przejmowały przytomnych bezczelne zeznania głównego winowajcy.
Z drugiéj strony ratusza, na prawo od głównego wejścia, stał dawnemi czasy przy murze drewniany, dość duży domek, który, dzieciakiem będąc, uważałem za najpiękniejszy budynek w całym Poznaniu. Mieścił się tam skład zabawek starego Vettera. Przechodząc w bliskości wydzierałem się nieraz matce, aby patrzeć na owe skarby, a późniéj, gdy się parę trojaczków na rodzicach lub babce wydusiło, biegiem do Vettera po rurę do strzelania i ćwieczki, ulubioną moją zabawę.
Ów Vetter, spolszczony Niemiec, człowiek przyzwoity i dość mienny, posiadał starą, małą żonę, która zwykle w handlu siedziała i bardzo ładną córkę. Wpadła ona w oczy profesorowi Wannowskiemu, który tak się w niéj rozkochał, iż pojął ją za żonę i nigdy tego nie żałował. Późniéj poznałem dobrze panią Wannowską i przyznać muszę, że wykształceniem umysłu i ogładą towarzyską stała na równi z wszystkiemi naszemi paniami; była przytem i żoną i matką wzorową, wielkiéj prawości i dobroci serca. Tak w polskich jako i w niemieckich kołach chętnie widziana, zjednała sobie liczne przy-