nek poczciwych zakonnic miał być dla mnie prognostykiem.
Po ich przeniesieniu, urządzono w jednéj części klasztoru tak zwaną szkołę przygotowawczą, mająca cztery klasy, jeśli się nie mylę. Chłopcy, ukończywszy ją, przechodzili potem albo do życia praktycznego albo do kwarty gimnazyalnéj, gdy byli dobrzy w łacinie. Zniesiono ją potem sześćdziesiątego roku, a w jéj lokalach pomieszczono szkołę elementarną. Uczyli zaś tam z Polaków: Jakubowski, Liszkowski, Moczyński; z Niemców: Bayer i Reidt, który był przełożonym z tytułem rektora.
Ów Reidt, wysoki, gruby z szeroką twarzą i małym nosem, pierwotnie teolog, mówił po polsku, a choć mu to szło trochę kulawo, musiał mówić, ponieważ wszyscy prawie uczniowie byli Polacy. Pamiętam, iż w chwilach gniewu krzyczał na winowajców: ty szwena, ty szwena, dla tego chłopcy dali mu ten przydomek. Zresztą był to dobry i życzliwy człowiek, a syn jego, mój kolega gimnazyalny, całkiem się na Polaka przekształcił.
Zresztą o téj uliczce nic ci już więcéj powiedzieć nie mogę, bo się z nią dla mnie żadna inna nie łączy pamiątka, tylko ostatniego jéj domu, tworzącego róg Nowéj ulicy, nie pominę, bo w nim mieszkał i umarł jeden z bardzo zasłużonych ludzi i mój bardzo dobry przyjaciel, Jan Konstanty Żupański. Pochodził on z rodziny greckiéj, a takich rodzin było u nas dawniéj kilka, które się wszystkie najzupełniéj spolszczyły i po części już wymarły. Oprócz Żupańskich, pamiętam jeszcze Tuszyńskich, Kałubów, Moralińskich, Mukułowskich; nazwiska innych, których resztki widywałem nieraz na bruku poznańskim, wyszły mi już z głowy. Ojciec Żupańskiego nazywał się w swoim kraju Zupanos, przybył
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.