Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

guwernerki, utrzymując matkę z szczupłych swoich dochodów.
Polecony wreszcie Marcinkowskiemu, udał się, z jego pomocą, do szkoły handlowéj w Gdańsku, a po odbytéj tamże nauce, otworzył w Bazarze handel zboża i płodów rolniczych. Było to przedsięwzięcie, które wymagało wielkiego doświadczenia, zimnéj krwi i znacznych kapitałów; na tych niezbędnych warunkach zbywało Gliszczyńskiemu. Przytem zaznajomiwszy się w Gdańsku z jakimś komisantem z Królestwa, którego nazwiska już nie pomnę, a który był, jak się zdaje, trochę mocno poetą, i przyjąwszy go do spółki, dał się przezeń pociągnąć do zbyt śmiałych spekulacyi, aby od razu handel na szerokiéj stopie, mówiąc z niemiecka, postawić; a że oraz przedsięwzięcie jego, tak niespodziane u nas, rozjadowiło przeciw niemu żydów zaniepokojonych możebną stratą monopolu zysków, przeto pierwsza ta awantura zbożowa polska bardzo krótko trwała; w przeciągu roku niespełna handel upadł, wspólnik się ulotnił, a Gliszczyński pozostał, straciwszy zaufanie innych i własne. Po niejakim czasie założył, także tu w Bazarze, wspólnie z Wiktorem Kurnatowskim, handel różnorodny; były tam przedmioty sztuki, papiery, ale i herbata i cygara. Szło i to nie świetnie i skończyło się skutkiem wypadków czterdziestego szóstego roku. I tak biedny Gliszczyński, mimo uczciwości swojéj i zdolności, nie miał szczęścia na świecie, i złamany niepowodzeniem, zwątpiwszy o sobie i o wszystkiem, umarł zapomniany, nie doczekawszy się późniejszego wieku!
Lepiéj z początku powiodło się Marcelemu Kamieńskiemu. Ukończywszy gimnazyum, był przez lat kilka u państwa Mierzyńskich nauczycielem domowym przyszłego dziedzica Bytynia, który teraz od dawna żyje za granicą. Późniéj razem z Gliszczyńskim odbył